Redaktor freelancer. Czwórka dzieci i literki…
Ewa Popielarz, redaktor książek, mówi tak: “Pracuję jak płatny zabójca – na zlecenie. Tyle że ja ludzi lubię, znęcam się jedynie nad tym, co oni napisali”. Jesteś ciekawa, co jeszcze dla Ciebie przygotowała? Zapraszam na wpis z cyklu “Praca dla mamy”.
Redaktor freelancer – od czego się zaczęło?
Pewnego dnia, a było to zaraz po tym, jak napisałam rozszerzoną maturę z matematyki, postanowiłam złożyć papiery na… polonistykę. Ale nie wybrałam specjalności nauczycielskiej, nie mam uprawnień pedagogicznych i choćbym chciała – nie mogę uczyć w szkole. Zaintrygowała mnie inna specjalność: edytorstwo i komunikacja medialna. A ponieważ zawsze kończę to, co zaczęłam, ani przez myśl mi nie przeszło szukanie jakiegokolwiek innego zawodu. I tak zostałam redaktorem.
Szybko przekonałam się, że zdobycie etatu w wydawnictwie może się okazać wyzwaniem nieosiągalnym, nawet w Królewskim Stołecznym Mieście Krakowie. Już po pierwszym roku studiów znalazłam za to w Internecie pierwsze zdalne zlecenie na korektę, wtedy jeszcze darmowe. W tym zawodzie trzeba odpracować swoją pańszczyznę. Na studiach nie da się nauczyć redagowania tekstów, takie umiejętności można zyskać wyłącznie w praktyce. Nawet jeśli dużo czytasz i nie robisz ortografów, nie zdajesz sobie sprawy, ile błędów popełniasz zupełnie nieświadomie. Nie mówiąc już o czysto technicznych zasadach składu tekstu, które każdy redaktor freelancer i nie tylko powinien znać i których również uczy się najczęściej na żywym materiale.
Praca zdalna, bez etatu zaczęła mi się podobać. Nie musiałam codziennie rano stawiać się w biurze, mogłam zrobić sobie wolny dzień w środku tygodnia albo pracować spod kołdry, jeśli akurat miałam taki nastrój. Oczywiście musiałam się przy tym zmierzyć z własnym lenistwem, z pokusą marnowania czasu, nauczyć się gospodarować budżetem domowym przy bardzo nieregularnych dochodach, no i pogodzić się z tym, że jak w ciągu dnia chcę z kimś porozmawiać, to mogę co najwyżej stanąć przed lustrem, bo w moim biurze jestem tylko ja i mój komputer. Tak czy inaczej – freelance miał dla mnie i ma do tej pory więcej jasnych niż ciemnych stron.
Jak poukładać formalnie zawód redaktor freelancer?
Przez bardzo długi czas rozliczałam się na podstawie umów o dzieło lub zlecenie. Studiowałam, potem na świat przychodziły dzieci, opiekowałam się nimi – cały czas pracując. Nie chciałam zrywać kontaktu z zawodem, poza tym musiałam zarabiać, bo moje umowy nie dawały mi przywilejów w postaci L4 czy zasiłku macierzyńskiego. W rezultacie na porodówkę jechałam tuż po oderwaniu się od komputera, po pierwszym dziecku zrobiłam sobie trzy miesiące przerwy, po drugim – miesiąc, a po trzecim już w dniu powrotu ze szpitala napisało do mnie nowe wydawnictwo z propozycją kolejnej współpracy, którą przyjęłam.
Oczywiście nie byłam w stanie poświęcić pracy tyle czasu, żeby zarobić sensowne pieniądze i móc ze spokojem oddać comiesięczny haracz chociażby w postaci opłat dla ZUS-u. Dopiero kiedy mój najmłodszy syn dołączył do starszych i poszedł do przedszkola (a miał wtedy 2,5 roku), wrzuciłam wyższy bieg, zaczęłam brać więcej zleceń, przeorganizowałam swój dzień pracy i założyłam działalność. Od sierpnia 2016 roku jestem dumną właścicielką własnej firmy i cały czas uważam, że lepszego czwartego dziecka nie mogłam sobie wymarzyć.
Organizacja życia prywatnego i zawodowego redaktorki freelancerki
Zawsze chciałam mieć czwórkę dzieci. Nie sądziłam tylko, że jedno z nich narodzi się w urzędzie. Pomiędzy moimi dzieciakami jest po 20 miesięcy różnicy – to też było moje marzenie, mała różnica wieku między rodzeństwem. Teraz, kiedy najmłodszy zbliża się do trzecich urodzin, wiem już, że to była dobra decyzja. Minęło niewiele czasu, od kiedy zdecydowaliśmy się powiększyć rodzinę, mam dopiero 30 lat, wszystkie dzieci w przedszkolu i mogę swobodnie rozwijać swoją działalność.
Żeby być w pełni szczerą, muszę uczciwie dodać, że tak pięknie wygląda to głównie na papierze. Rzeczywistość bywa trudna, ale to wie każda matka. Mieszkamy w okolicach Krakowa – tu zostaliśmy z mężem po studiach i tu założyliśmy rodzinę. Dziadkowie naszych dzieci są daleko, nie mamy więc zbyt wielu okazji, żeby wyjść do kina, nie mówiąc już o kimś do całodobowej opieki nad dzieckiem, kiedy jest chore. Gdy nadchodzi przeziębienie, przechodzę po prostu na tryb „praca nocna” – w dzień spędzam czas z dzieckiem, pracując głównie, kiedy śpi, a nocą nadrabiam. A potem przez kolejny miesiąc wracam do sił. Aż do kolejnego przeziębienia…
Jak zdobyć kwalifikacje do zawodu redaktora?
Praca redaktora ma wiele odsłon. Można poprawiać teksty na strony internetowe czy blogi (tak zaczynałam), można pracować w gazecie, a można współpracować z wydawnictwami książkowymi. I to tę ostatnią formę uważam za najbardziej prestiżową. Lubię ten moment, kiedy opowiadam o swojej pracy, o tym, jak przygotowuje się książki do druku, a moi rozmówcy słuchają z zaciekawieniem.
Dobra redakcja wymaga ogromu doświadczenia i odrobiny talentu. Ja akurat skończyłam studia edytorskie, ale to nie jest konieczne. Organizowane są kursy korekty i redakcji tekstu – można się na taki wybrać, a potem postawić na praktykę. Dobrze jest popracować jakiś czas z innym redaktorem. Trzeba polubić się ze słownikami i poradnikami poprawnej polszczyzny. Moje kompendium wiedzy to internetowy Słownik języka polskiego i działająca przy nim Poradnia PWN. Teksty z Poradni każdy redaktor powinien czytać codziennie do poduszki. I ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.
Ile zarabia redaktor freelancer?
Czy da się z tego żyć? Zdecydowanie tak. Czy jest to łatwe? Zdecydowanie nie. Oczywiście można zwiększać stawki, ale w końcu zawsze dojdzie się do jakiegoś górnego pułapu, który trudno przeskoczyć, za to czas nieubłaganie ogranicza liczbę zleceń, jakie można przyjąć na miesiąc. Pracując jako redaktor, oferujesz nie konkretny produkt, ale swój czas. Jeśli poświęcisz go na jeden projekt, braknie go na drugi.
W przypadku redakcji książek rozliczam się według arkuszy wydawniczych. Każdy arkusz to 40 tys. znaków ze spacjami (zzs), czyli ok. 22 znormalizowane strony (1 strona to 1800 zzs). Nigdy nie zdarzyło mi się dostać za redakcję mniej niż 60 zł netto za arkusz. Górną granicę ciężko określić, ale gdybym miała podać średnią stawkę dla doświadczonego redaktora, byłoby to pewnie 90-110 zł netto za arkusz. Jeśli chcesz oszacować miesięczne dochody, przyjmij w uproszczeniu, że książka ma przeciętnie ok. 10 arkuszy, a w zależności od stopnia koniecznej ingerencji w tekst na redakcję trzeba przeznaczyć od 1 do 2 tygodni.
W międzyczasie można przyjmować zlecenia na krótsze teksty. To jest może mniej prestiżowe, bo Twojego nazwiska nie będzie na stronie redakcyjnej książki, ale za to lepiej płatne. Przy krótkich formach rozliczam się według znormalizowanych stron. I tu rozpiętość stawek jest ogromna – od kilku do kilkudziesięciu złotych za stronę. Wiele zależy od tematyki i jakości tekstu oraz czasu na wykonanie redakcji.
Jak można dorobić w tym fachu?
Każdy redaktor wykonuje też korekty, czyli drugie czytanie książki, już po składzie, tuż przed wydrukiem. Korekty są gorzej płatne, ale za to mniej angażujące czasowo. Redaktor może też pracować jako copywriter, może wykonywać transkrypcje nagrań audio, może poszerzyć swoje kwalifikacje o wiedzę z zakresu marketingu, mediów społecznościowych, SEO. Pole popisu dla kogoś, kto doskonale włada językiem, jest naprawdę duże. Trzeba tylko pamiętać, że tu nic nie przychodzi łatwo, zyski nie zaczną spływać same na konto – zawsze będą okupione ciężką pracą i godzinami spędzonymi przy studiowaniu literek.
I jeszcze jedno – jako redaktor freelancer najprawdopodobniej nie będziesz mieć wiele czasu, żeby czytać „prywatnie”. Po całym dniu spędzonym na poprawianiu książek możesz nie mieć już ochoty na czytanie. To ryzyko zawodowe, z którego trzeba sobie zdawać sprawę. Ale które można też pokonać. Jak zawsze, wystarczy silna wolna, dobra motywacja i odrobina szczęścia – by nie zasnąć ze zmęczenia po przeczytaniu pierwszej strony.
Ewa Popielarz
PS. Redaktor to też korektor – tylko wyższy „rangą”. On jest na pierwszej linii frontu. Musi zadbać o styl, o merytorykę, o dobry układ tekstu, ale o literówki, interpunkcję i ortografię również 🙂
Po pierwszej publikacji tego tekstu było dużo komentarzy, na które Ewa odpowiadała. Dodaję je tutaj, bo są bardzo wartościowe.
Magda: Ewa podoba mi się, że opisałaś zarówno te pozytywne rzeczy, jak i te trudniejsze. Aby być dobrym w tym co robimy, niezbędna jest ciężka praca, wytrwałość, zdobywanie nowych umiejętności, ale i zaryzykowanie – by „iść” tą drogą (jakkolwiek to nie zabrzmi). Czasem łatwo jest odpuścić na początku, bo jest najzwyczajniej trudniej – praca za darmo, pracowanie na swoją pozycję, zdobywanie pierwszych klientów. Ale, jak widać – jest to możliwe. Gratulacje, że łączysz pracę z wychowaniem dzieci. Ja mam tylko jedno dziecko, a wiem, że bywa różnie 🙂
Ewa: Madziu, zapewniam Cię, że im więcej dzieci, tym łatwiej 🙂 Zajmują się sobą nawzajem, rodzic bardzo szybko idzie w odstawkę. Polecam spróbować 😉
Magda: Ewa jesteś kolejną osobą, która tak mówi. Coś w tym musi być 🙂 Najtrudniej pewnie na początku – wiadomo, że Maluch jest absorbujący. Do tego starsze dziecko musi się oswoić z nową sytuacją. Później ponoć jest lepiej, a przynajmniej tak mówią 🙂
Ewa: Powiem Ci szczerze, że dla mnie najtrudniejsze było podwójne macierzyństwo. Z kilku powodów:
* wydaje Ci się, że dużo już wiesz, ale każde dziecko jest inne i każdego musisz się uczyć od zera,
* musisz nauczyć się dzielić swój czas między dwójkę,
* musisz pomóc starszakowi odnaleźć się w tej sytuacji, a do tego nauczyć się inaczej go traktować (ja wpadłam na jakiś czas w pułapkę, pt. jesteś starszy = możesz więcej, zapominając, że mój starszak miał dopiero 20 miesięcy i tak naprawdę sam był jeszcze maluchem).
Poza tym moja Córka, czyli nasze środkowe dziecko, była bardzo wymagająca, mówiąc w skrócie – strasznie się darła 😛 Może dlatego podwójne macierzyństwo wspominam jako najtrudniejsze.
Trzeci wszedł w nasz dom jak w masło 😉 Jadł, spał, żył sobie spokojnie, nic go specjalnie nie ruszało 😉 I do tej pory jest największym olewatorem z całej rodziny.
Tak czy siak – polecam 🙂 Dzieci mają siebie, a Ty masz motywację, żeby odpuścić – bo o ile jedno można jeszcze wyręczać w wielu rzeczach i martwić się każdym drobiazgiem, to przy trójce to jest już niemożliwe, bo człowiek by zwariował 🙂
Uff, to się rozpisałam 😉
Iza: Bardzo ciekawy, konkretny tekst. Fajnie, że pokazane jest to wszystko „od kuchni”, że słowa poparte są przykładem konkretnej osoby. Zawsze ciekawiła mnie ta praca i ciągnie mnie w tę stronę, ale nie mam bladego pojęcia od czego zacząć. A może się po prostu boję…?
Ewa: Wydaje mi się, że najwięcej nauczyłam się, kiedy miałam okazję przez parę miesięcy nanosić na skład korektorskie poprawki innego redaktora. Praca przy drugim człowieku uczy najwięcej.
Teraz pewnie poszłabym na jakiś kurs edycji tekstu, kupiłabym trochę fachowej literatury i szukałabym ogłoszeń w sieci – na początek można zdobywać doświadczenie nawet za darmo albo za małe pieniądze, pracując przy tekstach na blogi albo portale internetowe. One są o wiele mniej wymagające niż książki, ale pewnych zasad można się w ten sposób nauczyć.
Ewa Sz.: Ewa, życzę Ci, żeby ten zapał Ci nie zgasł. Z doświadczenia wiem, że w chwili, kiedy przechodzi się na wyższy ZUS, jest takie ryzyko (serce boli, że tak ciężko pracowałaś, a pieniądze wyrzucasz). Sama zamknęłam firmę redaktorską po 3 latach i teraz lekko zmieniłam „działkę”. Najwytrwalsi klienci z dawnych czasów się nie dali, ale ma to swoje dobre strony. Ja ustalam warunki (finansowe i czasowe), a im tak zależy, że na wszystko się zgadzają :). Życzę Ci, żebyś miała samych takich 🙂
Ewa P.: Dziękuję za życzenia, mam nadzieję, że się spełnią 🙂
Ja w tym zawodzie jestem już od 10 lat. Nie wykluczam, że będę kiedyś robic coś innego – staram się nie zamykać na jedną opcję. Życie ciągle podsuwa nowe rozwiązania.
Na czas wyższego ZUS-u mam kilka pomysłów. Zobaczymy, który wypali. Myślę o swoich produktach, ale najpierw muszę zgromadzić więcej ludzi wokół siebie. W grę wchodzi też zmiana formy zatrudnienia. Ale to pieśń przyszłości. Zacznę się martwić w drugiej połowie tego roku 🙂
Olga: Bardzo lekko się czytało :). Zawsze podziwiałam pracę redaktora i korektora, bo ja sobie tego nie wyobrażam :D. A praca z trójką dzieci w domu, to chyba jakaś magia ;).
Ewa: Haha, nie magia – tylko kawa 😀
Z trójką pracuję tylko, jeśli są chore. Na stałe miałam maksymalnie dwójkę przy sobie – zanim urodziło się trzecie, pierwsze poszło już do przedszkola 🙂
Magda: Kiedy czytam ten wpis, mam wrażenie, że piszesz o moich niespełnionych marzeniach. Z wykształcenia jestem filologiem polskim i prawnikiem. Studia prawnicze rozpoczęłam na trzecim roku filologii, licząc na to, że są bardziej prestiżowe i gwarantują zdobycie dobrej pracy w przyszłości. Obecnie pracuję w kancelarii komorniczej (od jakichś 5 lat), nie czerpię żadnej satysfakcji z pracy i jestem wypalona zawodowo. W lutym idę na urlop macierzyński i mam nadzieję, że uda mi się go wykorzystać również do znalezienia najlepszej zawodowej opcji dla siebie. Chciałabym robić coś kreatywnego, rozwijać się, cieszyć z własnej pracy tak, jak Ty. Zupełnie nie wiem jednak, jak się do tego zabrać, a tak szczerze mówiąc, przeraża mnie wyjście ze swojej strefy komfortu, bo przede mną nieznane i nie wiem, czy sobie poradzę. Jak Ty to robisz?
Ewa: Urlop macierzyński to idealny czas na zmiany – szczególnie, jeśli będziesz miała wtedy jakieś źródło dochodu. Możesz próbować różnych opcji. Ale też nie nastawiałabym się na zdobywanie gór – dzieci to bardzo wymagające stworzenia, a swoje pierwsze uśmiechy, kroki, słowa przeżywają tylko jeden raz. I dobrze by było tego nie przegapić 🙂
Moja praca też bywa nudna. Czasem nie mam ochoty włączać komputera, bo wiem, że czeka na mnie okropny tekst, za który najchętniej w ogóle bym się nie brała. Nie ma chyba takiej pracy, w której człowiek nie czułby się okresowo wypalony. Ważne, że dostrzegać więcej plusów dodatnich niż plusów ujemnych 😀
Gosia: Podziwiam przede wszystkim Twoją umiejętność pracy w domu, z dziećmi. Czasem mi się zdarzało, ale nigdy tak regularnie. Próbowałam długo znaleźć pracę zdalną, związaną raczej z pisaniem tekstów, a nie redagowaniem, ale nas – piszących amatorów – jest tak dużo, że pojawiają się wyjątkowo niskie stawki.
Cieszę się, że wspomniałaś o kursach edytorskich. To dobry pomysł. Mi by się marzyła ciepła posadka przy jakimś magazynie, ale… jest jeszcze kilka innych pomysłów stojących w kolejce.
Bardzo wartościowy tekst dla osób zainteresowanych tematem! Śmiało podajesz stawki i to jest też dla wielu ludzi na pewno ważne 🙂
Ewa: Do tych stawek nie należy się przywiązywać 🙂 One są baaardzo różne. Wiele zależy od doświadczenia redaktora, ale też od zleceniodawcy. Większa rozpiętość stawek jest chyba tylko w copywritingu 🙂
A co do pracy w domu z dziećmi to powiem Ci, że ja siebie też podziwiam 😉 Teraz wszystkie są już w przedszkolu, ale jak czasem nadchodzi armagedon i zostają w domu chore, to nie wiem, w co ręce włożyć. Mam wtedy ochotę ozłocić tego, kto wymyślił bajki w tv 😉
Patrycja: Korekta to faktycznie czasochłonny zawód, bo to nie tylko poprawianie literówek. Kiedyś myślałam, że to zawód idealny dla mnie, ale z czasem okazało się, że potrzebuję bardziej angażującego ruchowo zajęcia 🙂
Ewa: Ruchu to tu nie ma za wiele, fakt 😀 Problemem jest też brak kontaktu z ludźmi. Krótkie rozmowy przez telefon albo maile to niewiele.
Ewa K.: A mnie całkiem serio ciekawi – gdzie szukać pracy? Ceny tekstów są niepokojąco niskie, co nie jest zachęcające. Nie mam żadnego doświadczenia, stąd pytanie 🙂
Ewa P.: Ja zaczynałam od pracy za darmo. Robiłam korekty dla portalu z recenzjami. Potem pisałam tam też teksty. Jakoś po roku właściciel tego portalu zaprosił mnie do wydawnictwa, w którym pracował, na rozmowę kwalifikacyjną. Przyjęli mnie na sekretarza redakcji. A dalej to już poszło pocztą pantoflową. Tyle że to był długi proces. Nic nie dzieje się natychmiast 🙂